poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział dwudziesty trzeci

Omar's pov.

Nie zdążyłm nawet zareagować. Elen zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Zrezygnowany skryłem twarz w dłoniach. Nie miałem ochoty jej doganiać. Nie chciałem się tłumaczyć. Z pewnością moje słowa ją uraziły, ale ja również czułem się dotknięty jej oskarżeniami. Najbardziej bolało mnie to, że miała całkowitą rację. To wszystko tylko upodobniło mnie do tych idiotów. Czułem się podle. Nie miałem wątpliwości. Byłem winny.
Wstałem i z ociąganiem wyszedłem z knajpy. Chłodny wiatr owiał moją twarz. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę hali. Nie miałem dla siebie żadnego wytłumaczenia. Oprócz tego oczywistego: chciałem żeby zapłacili za to, co zrobili Elen i jej przyjaciółkom. Tylko bezduszni lub bezmózgowi faceci biją kobiety. Oni należeli niewątpliwie do obydwu z tych grup.
Okazało się, że szedłem o wiele szybciej niż mi się wydawało, bo już po chwili stałem w wejściu do budynku. Otworzyłem drzwi i podreptałem do środka. Uderzył mnie zapach spalenizny i muzyka, tak głośna, że już po kilku sekundach myślałem, że kompletnie ogłuchłem. Z pierwszej chwili pomyślałem, że się pali. Ogarnięty paniką zacząłem biegać po pokojach i szukać chłopaków. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy siedzieli w kuchni. Chociaż słowo ,,siedzieli" w tym przypadku kompletnie nie pasowało do stanu rzeczy. Z wrażenia aż cofnąłem się do holu.
Na stole, który ktoś przytaszczył z naszego malutkiego saloniku stali: Felix, Ogge i Eve. Wszyscy tańczyli i głośno śpiewali (a raczej ,,darli się z całej siły tak przeraźliwie, że do jutra pewnie stracą głos") nasze piosenki. Fałszowali przy tym niemiłosiernie, śmiejąc się po każdym słowie. Po zobaczeniu tej sceny uśmiech sam zagościł na mojej twarzy i po chwili zacząłem się śmiać. Jakimś cudem Eve mnie dostrzegła (w trakcie piruetu, który był dość ryzykowny, ze względu na wielkość stołu) i pomachała mi. Podniosłem rękę i kiwnąłem do niej głową. Nagle znowu poczułem tem zapach. Wślizgnąłem się do środka kuchni i zobaczyłem Oscara stojącego nad patelnią. Był właśnie w trakcie spalania kolejnego naleśnika. On także mnie zobaczył i krzyknął mi do ucha:
-PRZEGRANY ROBI OBIAD!
Zrobiłem minę pełną współczucia i poklepałem go po ramieniu. Pokiwał głową, po czym wrócił do przypalania naleśników. Dopiero teraz zauważyłem, że był ubrany w różowy fartuch, który z pewnością należał do Eve. Zaśmiałem się i odwróciłem, by dołączyć do wielkiej dyskoteki.

-
-
-

Elen's pov.

Kiedy wybiegłam na ulicę, poczułam łzy na policzku. Byłam roztrzęsiona. Nie mogłam uwierzyć, że on to zrobił. Po pierwsze to nie było do niego podobne. Nigdy nie widziałam żeby uciekał się do przemocy. Po drugie....ta cała sytuacja wydawała mi się bezsensowna. Omar tak po prostu osaczył i pobił trzech kolesi? Oczywiście rozumiałam, że to tylko niewarci niczego idioci. Jednak mimo wszystko...Poza tym prosiłam go żeby tego nie robił. A on szanował moje zdanie. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się czułam.
Na dworze było bardzo zimno. Na początku nie zauważyłam tej nagłej zmiany temperatury, ale teraz zaczęła mi ona doskwierać. Zwolniłam kroku. Moje nogi i dłonie nadal lekko się trzęsły. Stres opanowywał moje ciało. Czułam się jak w kokonie. Tylko, że wcale nie miałam się zmienić w motyla. Miałam zostać strawiona przez ogromnego pająka. Zatrzymałam się na środku ulicy. Czułam, że zawadzam przechodniom. Co chwilę ktoś trącał mnie łokciem w ramiona. Powoli zeszłam z chodnika i stanęłam pod ścianą jakiegoś budynku. Nerwowo odgarnęłam włosy z czoła. Chciałam się uspokoić. Tylko nie za bardzo mi to wychodziło.
-Elen. Musimy pogadać.
Ruben wyrósł przede mną tak niespodziewanie, że gdy usłyszałam jego głos podskoczyłam ze strachu.
-Wszystko wporządku?- spytał, patrząc na mnie z niepokojem.
-Śledzisz mnie? Całkiem ci odbiło?- a oto właśnie ja rujnująca każdą przeciętną konwersację.
-Muszę ci coś powiedzieć.
Popatrzył na mnie wyczekująco jakby oczekiwał mojego pozwolenia.
-Słucham.
-To co ci powiedział Omar to nieprawda.- już po tym zdaniu czułam się jakby ktoś mnie kopnął w brzuch. Jedyne co zdołałam w tej chwili wydusić z siebie, brzmiało:
-Podsłuchiwałeś nas?
Ruben westchnął ciężko widocznie niezadowolony, że musi to tłumaczyć komuś tak głupiemu jak ja.
-Można to tak ująć. Darliście się na całą knajpę.
Teraz nie odpowiedziałam nic. No cóż, miał rację.
-Więc jak brzmi prawda?
Westchnął ponownie.
-Omar nie pobił tych chłopaków. Ja to zrobiłem.
Teraz poczułam jak moje wnętrzności robią serię fikołków. Z wrażenia nie mogłam wykrztusić ani słowa.
-Tak wiem jak to brzmi. Planowaliśmy to razem. Właściwie to był jego pomysł. On chciał ich ukarać. Kiedy już znaleźliśmy tych drani, stwierdził jednak, że nie da rady tego zrobić. Powiedział, że to tak jakbyśmy wymierzali na nich sąd. Wyśmiałem go i powiedziałem, że jest tchórzem. Próbował mi to odradzić, ale ja...nie mogłem. Nie chciałem żeby coś takiego uszło im płazem. Dlatego kiedy każdy z nich był sam, po kolei...
Urwał nagle. Postanowiłam go wyręczyć.
-Pobiłeś ich.
Skinął głową.
-Dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego jakie to było idiotyczne. Omar miał rację.
-W takim razie dlaczego powiedział mi, że on to zrobił?
-On dalej czuje się winny. On to wszystko zaplanował.
Tym razem ja westchnęłam. Myślałam, że znając prawdę poczuję się lepiej. Było jeszcze gorzej. Miałm okropny mętlik w głowie.
-Dlaczego.....dlaczego to zrobiłeś?- zadałam pytanie, które cisnęło mi się nieubłagalnie na usta. Od razu tego pożałowałam. Ruben spojrzał mi w oczy.
-Ty wiesz.
Powiedział to i odszedł. Tak po prostu. Zostawił mnie samą w centrum zimnego Nowego Yorku z dwoma słowami, które w mojej głowie brzmiały jak wyznanie.

*
*
*

Dziękuję za poświęcony czas oraz miłe komentarze! Postaram się o sprawniejsze dodawanie rozdziałów :D

środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty drugi

Elen's pov.

Nie mogę uwierzyć, że on to zrobił. No co za cyrk! Od kilku godzin dreptałam w kółko wkurzona na maksa, powtarzając sobie w myślach, że nienawidzę idioty. Dobrze jednak wiedziałam, że wmawiam sobie kompletne brednie. Omar nie był idiotą i zdecydowanie nie czułam do niego nienawiści. Czułam jedynie gorzki smak rozczarowania.
Omar jakby nic się nie stało odprowadził mnie do domu, obiecując wizytę kolejnego dnia. Potem poszedł do hali. Zostałam sama przepełniona pustką, zmęczeniem i bólem głowy. Niewiele się zastanawiając, przespałam całe popołudnie.
Kilka dni upłynęło całkiem spokojnie. Właściwie nic ciekawego się nie zdarzyło. Omar odwiedzał mnie regularnie. Aż do piątkowego poranka. Wtedy w szkole panowała swoista atmosfera, która następowała zawsze po jakimś skandalu. Myślałam, że znów gadają o moim siniaku, na którego temat wysłuchałam się wielu teorii spiskowych (podobno w mojej rodzinie panowała przemoc, drudzy mówili, że to Angela mi przywaliła, a ja jej tak oddałam, że od tamtego czasu nie ma odwagi przyjść do szkoły, inni jeszcze twierdzili, że uderzył mnie Matt). Wszyscy gapili się na mnie i szeptali sobie do ucha. Wkrótce jednak kiedy spotkałam Rosie wszystko się wyjaśniło.
-To nie słyszałaś? Pupile Angeli nieźle oberwali.
Spojrzałam krzywo na przyjaciółkę.
-Kto?
-Och no ci trzej idioci co nas chcieli pobić.
-Co im się stało?- spytałam czując narastający niepokój.
-Niewiadomo. Cała szkoła plotkuje już od rana. Twierdzą, że to my ich pobiłyśmy.
Jakby na potwierdzenie jej słów przechodzący obok uczniowie spojrzeli na nas z przestrachem i wyminęli nas szerokim łukiem. Popatrzyłam na Rosie, po czym obie wybuchnęłyśmy śmiechem.
-To chyba najlepsza teoria jaką słyszałam.- roześmiałam się.- Trzy dziewczyny ważące po 50 kilo kontra trzech mięśniaków o wadze ponad 80. Naprawdę musiałyśmy im skopać tyłki.
-No wiem. Niezłe jesteśmy.-powiedziała Rosie, złapawszy oddech.- Swoją drogą zastanawiam się kto to zrobił. Może mamy jakiś wielbicieli w szkole? Jacyś faceci uznali to za bezprawie i napadli naszych oprawców?
Więcej nie musiała mówić. Stanęłam jak wryta, połączywszy wzyzstkie fakty w całość. Poczułam, że robi mi się słabo. Rosie szybko zrozumiała o co mi chodzi. Zrobiła się blada jak ściana.
-Myślisz, że....to on?- spytała zaniepokojona.
Popatrzyłam na nią z nielepszą miną. Lekko kiwnęłam głową.
-O kurde....
W szkole przesiedziałam wszystkie zajęcia, będąc myślami w całkiem innym miejscu. Omar mnie wkurzył i zastanawiałam się co w tej sprawie zrobić.
Po przyjściu do domu bezsensownie krążyłam w kółko po moim salonie. W końcu stwierdziłam, że muszę się z nim spotkać. Wyjęłam telefon z torby po czym szybko napisałam.
,,Możemy się spotkać?"
,,Tak jasne. Przyjadę za pół godziny."
Poszło mi dość szybko i nadal za bardzo nie wiedziałam co mam robić. Rozejrzałam się wokoło. Stwierdziłam, że nie ma szans bym uprzątnęłam dom w pół godziny. Po głębszym zastanowieniu napisałam jeszcze raz.
,,Może lepiej spotkajmy się w kafejce?"
,,Dobra wporząsiu."
Odetchnęłam z ulgą i rzuciłam telefon do torebki. Szybko zarzuciłam na siebie kurtkę i włożyłam buty. Wyszłam z domu. Chciałam być wcześniej w kafejce. Poza tym stwierdziłam, że świeże powietrze pomoże mi poukładać myśli. Omar pobił trzech mężczyzn. Poczułam, że po plecach przebiegł mi dreszcz. Zobaczyłam mojego chłopaka w całkiem innym świetle. Nigdy nie sądziłam, że jest on w stanie posunąć się do przemocy. Ci goście byli tego warci, to już inna sprawa. Nie powinien tego robić. Tym bardziej, że go prosiłam. Znowu poczułam zawód.
Po kilku minutach zajęłam swój ulubiony stolik i od razu pożałowałam tego, że tu przyszłam. Ruben stał przy barze i świdrował mnie spojrzeniem. Uśmiechał się też zawadiacko. Przełknęłam ślinę. Od jakiegoś czasu kelner nabrał pewności siebie. Zaczynało mnie to denerwować i sprawiało, że czułam się niekomfortowo. Już ruszał w moim kierunku, kiedy do środka wszedł Omar. Uśmiech na twarzy kelnera przygasł. Omar powitał go skinieniem głowy. Zobaczył mnie i usiadł się na mojej kanapie.
-Witaj słonko.- powiedział, całując mnie w policzek.
-Cześć.-  odpowiedziałam, tradycyjnie reagując zaczerwienieniem. Kątem oka zobaczyłam, że Ruben się wycofał i stał teraz przy barze.
-Co tam u ciebie królewno?- zagadnął, zakładając mi kosmyk włosów za ucho.
-Musimy pogadać.- odpowiedziałam, starając się by brzmiało to jak najbardziej poważnie.
-Po to tutaj przyszedłem.- uśmiechnął się.
Odetchnęłam głęboko.
-Prosiłam cię o coś...ale ty mnie nie posłuchałeś.- zaczęłam powoli.- Było to dla mnie ważne.
-O co chodzi?- spytał ze zdziwieniem.
Stwierdziłam, że muszą zacząć mówić konkretnie.
-Pobiłeś tych chłopaków.
Popatrzył na mnie spokojnie.
-Tak.
Zdziwiło mnie jego opanowanie.
-Dlaczego to zrobiłeś?- spytałam, czując, że zaraz się rozpłaczę.
-Zasłużyli na to. Elen o co ci chodzi? Nie widzisz co ci zrobili? Nie czujesz do nich żalu?- wyczułam, że Omar zaraz się uniesie.- Masz zamiar mnie opieprzać, a ich będziesz usprawiedliwiać?
-Nie. Nie będę ich usprawiedliwiać. Chodzi mi o to, że oni w odróżnieniu do ciebie są idiotami i nie spodziewałam się, że zachowasz się na ich poziomie.
Zapadła cisza. Poczułam, że przesadziłam i to znacznie.
-Twierdzisz, że jestem idiotą?- zapytał. W jego głosie można było usłyszeć ironię.
-Nie...- poczułam, że głos więźle mi w gardle. To nie miało sensu. Moje zdolności konwesacyjne znowu sprawiły mi kłopoty.
-Elen. Nie rozumiem w czym masz problem. Wydawało mi się, że dobrze się dogadujemy.
-Chodzi mi o to....szukałeś zemsty za coś, co cię nawet nie dotyczy. Wyrządziłeś im większą krzywdę niż oni mi. Poza tym...prosiłam cię...
-Wiesz co, Elen? Zachowujesz się dziwnie. Mówisz mi, że ja jestem idiotą, a sama zachowujesz się jeszcze bardziej infantylnie. Udajesz, że im wybaczyłaś, ale w głębi duszy czujesz do nich nienawiść. Ja nie potrafię skrywać swoich uczuć. Powiedz mi: czy pochwalasz ich zachowanie? Chciałabyś żeby cię jeszcze raz uderzyli?
Spojrzałam na niego czując ból zadany przez jego słowa.
-Chyba masz coś z nimi wspólnego. Kiedy ich pobiłeś, zachowałeś się identycznie jak oni.
Po czym wstałam, chwyciłam moją torebkę i wybiegłam z kafejki.

*
*
*
Dziękuję bardzo za poświęcony czas. Wiem, że nie było mnie wieki. Kiedy powróciłam i zobaczyłam ile osób skomentowało moje ostatnie wypociny, aż mnie zatkało. Moja mina była niezapomniana XD Jeszcze raz dziękuję. Postaram się pisać częściej.

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział dwudziesty pierwszy

Elen's pov.

Co tu się dzieje? Leżałam w ramionach Rubena, ale przecież....nie byłam w kafejce. Dopiero po chwili zrozumiałam o co chodzi. Uratował mnie. Nadal kręciło mi się w głowie. Przed oczami widziałam czarną plamę.
-Skąd...się tu wziąłeś?- wyjąkałam z trudnością.
-Cii....- wyszeptał.- Dorabiam jako woźny. Jak się czujesz?
-Boli mnie trochę głowa i jakoś tak....mi dziwnie. Gdzie on się podział?- spytałam przypominając sobie o kolesiu, który mnie uderzył.
-Spłoszyłem go.- powiedział zaciskając pięści.- Ale jeszcze go dopadnę.
-Co? Po co?- spytałam czując, że kręci mi się jeszcze bardziej w głowie.
-Żeby dać mi nauczkę..
Były to ostatnie słowa, które usłyszałam zanim zemdlałam.

****
-Pieprzony idiota!
-Cicho bądź, bo ją o budzisz!
-Sory...
-Co ty tu właściwie robisz?!
-Możecie się w końcu ogarnąć?
-Cisza!
Powoli otworzyłam oczy. Minęła chwila zanim zrozumiałam co się dzieje. Leżałam w szpitalu. Znowu. Czułam się tak jakby moja głowa miała zaraz eksplodować. Zauważyłam kilka postaci stojących nad moim łóżkiem. Rosie, Hanna......Omar i Ruben?! Co to do cholery ma być?
-Co się stało?- spytałam słabym głosem.
-Elen! Obudziłaś się!
-Boże nic ci nie jest?
-Jak się czujesz?
-Przepraszam to przez nas...- Hanna zwiesiła głowę.- Ten cały pomysł był idiotyczny.
Uśmiechnęłam się.
-Wporządku. A co....z Mattem?
-Nie wiemy....nie widziałyśmy go potem.- odpowiedziała Rosie.- Jak się czujesz?
-Nie jest źle.- odpowiedziałam z uśmiechem.
-To może...my wyjdziemy?- Hanna zwróciła się do Rosie.
-Jasne.- odpowiedziała tamta i zniknęły za drzwiami. W pokoju został Ruben i Omar. Mierzyli się wzrokiem. Nie wyglądało to dobrze.
-Omar zostawisz nas na chwilę?- czułam się nieswojo wypraszjąc go, ale musiałam pogadać z Rubenem w cztery oczy. Był trochę zaskoczony, ale posłusznie wyszedł.
-Dziękuję.- powiedziałam patrząc Rubenowi w oczy. Zawstydził się i odwrócił wzrok.
-Wporzadku. Nie ma za co.
-Jest. Gdybyś wtedy mi nie pomógł na pewno skończyłoby się to o wiele gorzej. Chcę żebyś wiedział, że mam u ciebie dług wdzięczności.
-Haha. Już nie mogę się doczekać aż go spłacisz.- powiedział z uśmiechem. Czy on właśnie ze mną flirtował? Byłam całkowicie zbita z tropu.
-W każdym bądź razie pójdę już. Zdrowiej!- powiedział i pogłaskał mnie po głowie. Zszokowana nie mogłam wydobyć w siebie słowa. Chwilę później do środka wszedł Omar.
-Cześć kochanie! Powiedz bardzo cię boli?- powiedział podchodząc do mojego łóżka. Wciąż jeszcze nie ochłonęłam po spotkaniu z Rubenem. Pokręciłam przecząco głową.
-To dobrze. Już nie mogę się doczekać aż spiorę tyłek temu idiocie.
-Komu?- spytałam nie do końca przytomnie.
-Temu kolesiowi, który cię tak urządził. Pożałuje, że się urodził.
Spojrzałam na niego lekko zdenerwowana. Siedział na moim łóżku i widać było, że jest wkurzony. Trochę się przestraszyłam.
-Omar...nic mi się nie stało. Nie denerwuj się tak.
-Nie mogę uwierzyć, że tak mówisz. Co za kompletnym dupkiem trzeba być żeby uderzyć dziewczynę z pięści w twarz?!
-Nie chcę żebyś mu cokolwiek zrobił.
Spojrzał na mnie krzywo.
-Co?!
-Wiem, że to dupek, ale poniesie za to karę. Na pewno zawieszą go w prawach ucznia...czy coś. Także nie martw się już tak. Uspokój się.
Westchnął głęboko.
-Jestem spokojny. Po prostu nie mogę uwierzyć, że ktoś zrobił ci coś takiego.
Wywróciłam oczami.
-Nie przesadzaj. Przecież nie umieram. To tylko siniak. Dwa tygodnie i będzie po sprawie.
Pokręcił głową.
-Nie wierzę, że tak to odbierasz.- zbliżył się do mnie. Odgarnął z mojej twarzy kosmyk włosów zasłaniający czoło. Delikatnie podtrzymał mi brodę.
-Jesteś niesamowita.- powiedział i cmoknął mnie w usta. Byłam nieco zaskoczona tym gestem. Czułam, że moje policzki płoną.
-Odpoczywaj sobie. Przyjdę po ciebie koło czwartej.
-Nie....nie chcę mi się tu siedzieć. Umrę z nudów!- zaczęłam narzekać.
Uśmiechnął się.
-Nie marudź tylko odpoczywaj. Zobaczymy się popołudniu.
I wyszedł. Siedziałam sama na tym trzeszczącym łóżku. Jak ja teraz usnę?

-
-
-

Omar's pov.

Jestem wkurzony. Cholernie wkurzony. Zabiję tego idiotę. Jak on ważył się ją w ogóle tknąć?! Nie zostawię tak tego. Wiem, że Elen chce uniknąć jakichkolwiek kłopotów. Ale ja nie mam nic do stracenia. Dopadnę go i oddam za to co zrobił. Muszę porozumieć się z tym kelnerem. Nie za bardzo go trawię, ale teraz mamy wspólny cel. Poza tym on wie kim jest lub chociaż jak wygląda ten koleś. Powiniem się zgodzić żeby mi pomóc.
Znów poczułem nawracające wyrzuty sumienia. Elen wyglądała dzisiaj tak ślicznie. Nawet ten wielki siniak nie odebrał jej twarzy piękności. Obiecałem sobie, że to zakończę....ale chyba nie potrafię. Czuję, że to jest coś poważnego. Czuję, że mógłbym zrobić dla niej wszystko. Z drugiej strony wyobrażałem sobie minę Oscara kiedy dowie się o tym wszystkim. W końcu kiedyś to nastąpi. Nie będę mógł ukrywać mojej relacji z Elen przez nieskończoność. Czy może Oscar pogodzi się z losem? Wstąpiła we mnie nadzieja. Przecież widział ją tylko raz. To nie może być miłość. Pewnie tylko tymczasowe zauroczenie. Uśmiechnąłem się. Tak! To jest to! A nawet jeśli nie.....przepraszam cię Oscar.

*
*
*
Dziękuję za uwagę. Ostatnio poważnie zastanawiam się nad istnieniem tego bloga. Jest on, że tak powiem....nieco wyludniony XD No cóż będę się starała pisać rozdziały częściej.

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział dwudziesty

Elen's pov.

Nieuchronnie zbliżałyśmy się do szkoły. Rosie z Hanną szły na przedzie i ciągnęły mnie za sobą za ręce. Czułam się jak więzień. Starałam się odwieść je od tego idiotycznego pomysłu. Niestety nie podziałało. Widać było już budynek szkoły. Nieudacznie wbijałam pięty w bruk żeby spowolnić naszą wędrówkę.
-Dziewczyny....nie sądzę żeby to był dobry pomysł...- zaprotestowałam zasapana.
-To jest idealny pomysł!! Niech pożałuje, że się urodził!!- wykrzyknęła Hanna z nutką zaciętości w głosie.
-Tak jest!!!- odpowiedziała Rosie ciągnąc mnie jeszcze mocniej za rękaw. Zrezygnowana poddałam się. Kilka sekund później stałyśmy przed wejściem.
-Skąd wiecie, że on tu w ogóle jest?- spytałam. Miałam cichą nadzieję, że Matt już stąd poszedł.
-Oczywiście, że tu jest! To przecież jego auto.- powiedziała Hanna wskazując stare, niebieskie audi na poboczu.  W myślach przyznałam jej rację. Dyskretnie zbliżyłam się do Rosie.
-Co ty wyprawiasz?!- syknęłam jej do ucha.- Robimy z siebie wariatki.
-Musimy pomóc Hannie.- odsyczała.- To jedyny pomysł, który wpadł mi do głowy.
-To nie mogłaś zapytać mnie?!- spytałam z pretensjami w głosie.
-Sory. To się działo zbyt szybko. Teraz już się nie wycofamy.
-Aha!- krzyknęła Hanna.-Mamy go!- powiedziała celując palcem w Matta wychodzącego właśnie z budynku. Westchnęłam. Zanim się obejrzałam Hanna już biegła w stronę chłopaka, a Rosie podążała za nią. Szybko do nich dołączyłam. Matt nas zauważył. Jego uśmiech powoli bladł kiedy zobaczył, że we trójkę pędzimy wprost na niego. Hanna dorwała go pierwsza.
-Co ty wyprawiasz?!- krzyknął Matt.
-To się nazywa zemsta.- powiedziała i przywaliła mu z liścia. Zatkało mnie. Jego chyba też. Spojrzał na nią jak na wariatkę.
-Myślisz, że nie widziałam? Wiem wszystko! Zdradzałeś mnie z jakąś dziewczyną z kółka geograficznego!- po czym oddała mu w drugi policzek.
-To nie tak jak myślisz!- powiedział zdesperowany.- Daj to sobie wytłumaczyć!
-Nie potrzebuję twojego tłumaczenia! Nie jestem idiotką. Potrafię takie rzeczy zrozumieć sama!
-Ooo kogo ja tu widzę!- usłyszałam znajomy denerwujący głos. Angela ze swoją świtą stały zaraz koło nas.
-Kudłata pokłóciła się ze swoim psem?- spytała drwiącym głosem. Wydało mi się to ironiczne, bo przecież to ona w moich wyobrażeniach była psem.
-Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy!- krzyknęła wkurzona Rosie. Angela zaśmiała się głupkowato.
-Przyszłam wyrównać rachunki.- powiedziała. Dopiero teraz zobaczyłm stojących za nią trzech mięśniaków. Cholera. Zaczęli się do nas zbliżać.
-Zostawcie chłopaka! Do niego nic nie mam.
Patrzyłyśmy zdezorientowane na to co się działo. Trzech kolesi zmierzało właśnie w naszą stronę. Pierwszy dotarł do mnie. Spanikowałam. Kompletnie nie wiedząc co robię walnęłam go pięścią w nos. Poczułam ból w ręce. Jednak nie wygląda to tak jak na filmach- pomyślałam. Chyba się tego nie spodziewał. Nikt inny też. Wszyscy zastygli w ciszy czekając na jego następny ruch. Odwrócił się on do mnie i wycedził:
-Ty mała gnido....już nie żyjesz!
-Biegnij!- krzyknęła w tym samym momencie Rosie. Nie musiała mi tego dwa razy powtarzać. Szybko zaczęłam biec w stronę wyjścia. Słyszałam jego kroki. Miałam wrażenie, że zaraz mnie złapie. Dopadłam drzwi. Obróciłam się. Rosie i Hanna widocznie pobiegły w innym kierunku. Zobaczyłam twarz gościa, który mnie gonił. Przestraszyłam się. Był cholernie wkurzony. Dało mi to wystarczającą motywację do jeszcze szybszej ucieczki. Wybiegłam na plac. Zdesperowana szukałam jakiekolwiek osoby, która mogłaby mi pomóc. Nikogo takiego nie zobaczyłam. Nagle poczułam szarpnięcie za rękę.
-Mam cię szmato!- krzyknął koleś. Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Cholera. Odwrócił mnie do siebie i przywalił mi w twarz. Zawirowało mi przed oczami. Powoli ugięły się pode mną kolana. Osunęłam się na ziemię.
Znów poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Ten uścisk był jednak pewny i delikatny. Podniósł mnie do góry. Chwilę później usłyszałam krzyk mojego oprawcy i jego szybką ucieczkę.
-Już wszystko wporządku.- powiedział Ruben głaszcząc mnie po ramieniu.

*
*
*

poniedziałek, 23 marca 2015

Rozdział dziewiętnasty

Elen' s pov.

-Hej...po prostu się uspokój...- powiedziałam niepewnie głaszcząc Hannę po ramieniu. Siedziałyśmy na podłodze w jej pokoju. Wokół nas leżały rozrzucone chusteczki. Hanna opierała się o ścianę cicho pochlipując. Nigdy nie była typem histeryczki. Zwykle przeżywała wszystko ,,w sobie". Teraz najwyraźniej było inaczej.
-Jak on mógł mi to zrobić?!- zapytała. Oczywiście nie znałyśmy odpowiedzi. Sama nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Mój mózg nie przyswajał tej wiadomości. Jakim cudem Matt ją zdradził?!
-Powiedział, że nie możemy się spotkać....miał coś załatwić z nauczycielką z geofrafii....stwierdziłam, że zrobię mu niespodziankę i przyjadę po niego do szkoły...i wtedy zobaczyłam go....z inną dziewczyną.....- w tym momencie jej głos się załamał. Rosie podała jej kolejną chusteczkę.
-Skąd wiesz, że on z nią coś kręci? Szli sobie tylko razem ze szkoły...- niepewnie zasugerowałam.
-Trzymali się za ręce, a on ją obejmował....dlaczego mi to zrobił?! Przecież dobrze nam było razem! Czemu musiał szukać jakiejś innej laski?!
Nic nie odpowiedziałyśmy. Może dlatego, że nie miałyśmy bladego pojęcia. Hanna i Matt byli ze sobą już kilka lat. Czasami miewali kłótnie, ale zwykle szybko się godzili. Nie rozumiałam dlaczego nagle coś takiego jej zrobił.
- A właściwie co mnie to obchodzi?! Niech sobie z nią będzie!! Mam go gdzieś!!- patrzyłam jak Hanna przerzuca się na rodzaj 3. Osobiście wyróżniałam 4 typy smutku: 1- ciche popłakiwanie, 2- bycie zbyt miłym dla innych (w szczególności dla osoby, której dotyczy ten stan), 3- gniew, agresja, często wręcz rozpacz, oraz stan krytyczny- 4 czyli inaczej stan depresyjny. Cała moja wiedza została oczywiście pozyskana z filmów i poparta paroma przykładami z rzeczywistości. Teraz bezczynnie patrzyłam jak Hanna przeklina Matta w akcie desperacji. Popatrzyłam bezsilnie na Rosie. Jej wyraz twarzy był zdeterminowany i zacięty.
-I co?! Zamierzasz się tak użalać nad sobą?! Ruszaj tyłek i się ogarnij!! Idziemy po zemstę.- osłupiałam. Patrzyłam jak obie moje kumpele stają się chore psychicznie. W mojej wyobraźnie ubrane były w mundury wojskowe i stały pod amerykańską flagą, powiewającą na wietrze. Wytrzeszczyłam na nie oczy.
-Jesteś z nami czy nie!?- Rosie z karabinem na plecach wyciągnęła do mnie rękę. Nadal trwałam w osłupieniu i nie za bardzo wiedząc co robię podałam jej rękę.
-Naprzód marsz!!!!- bojowy krzyk Rosie brzmiał w moich uszach jak dźwięk chińskiego gongu i nie zamierzał ucichnąć.- Skopiemy mu tyłek!!!- zostałam pociągnięta za przyjaciółkami. Przeczuwałam, że będą z tego wielkie kłopoty.

-
-
-

Omar's pov.

Siedzieliśmy razem w hali. Wszyscy zajadali się pizzą i byli szczęśliwi- oprócz mnie. Słowa Oscara bębniły w mojej głowie. Próbowałem wymyślić jakiś plan. Już kilka razy myślałem co powiem Elen gdy spotkamy się twarzą w twarz. Widziłem jej smutną minę. Czułem ucisk w gardle. Nie chciałem z nią zerwać. Bardzo ją lubiłem. Wszystko było na dobrej drodze. Ale teraz....nie mogę tak okłamywać Oscara. Jego przyjaźń jest dla mnie cenniejsza niż moja znajmość z Elen. Powtarzałem to sobie cały czas. Nie sądziłm jednak, że dam radę jej to powiedzieć. Zacisnąłem mocno zęby. Muszę.
-Ej stary żyjesz??- usłyszałem radosny głos Felixa.- Wpadłeś w stan katatoni czy co?
-Haha nie...wszystko gra. Po prostu się zamyśliłem.- powiedziałem przywołując na twarz wymuszony uśmiech.
-To co? Gramy jeszcze raz?- spytała Eve z szerokim uśmiechem.
-Dobra, ale tym razem na pewno wygram!!- krzyknął Felix.
-Taaaa jaaaasne.- zaśmiał się Ogge. Uśmiechnąłem się lekko. Miałem właśnie dosiąść się do nich, kiedy usłyszałem sygnał smsa. Wyciągnąłem telefon z kieszeni. Widomość od Elen. Przełknąłem ślinę.
,,Jak można wyleczyć złamane serce?"

*
*
*

Długo mnie nie było wiem. Czekałam na 10 komów, ale niestety moje nadzieje okazały się płonne XD teraz pozostało mi tylko odejść w stronę słońca..... Nie pytajcie. Nie wiem co mi odwala XD

niedziela, 22 marca 2015

Rozdział osiemnasty

Omar's pov.

Zamurowało mnie. Przez kilka sekund nie wiedziałem co powiedzieć. Stanąłem w miejscu i próbowałem połączyć ze sobą fakty. Czy Oscar mówił o mojej Elen? Czy to możliwe, że się spotkali? Czy to w niej się zakochał? I czy ona w nim też? Poczułem  potworny ucisk w gardle. Mimo przełykania śliny, nie znikał on. Wręcz przeciwnie- czułem go jeszcze bardziej. To uczucie sprawiło, że śniadanie podeszło mi do gardła. Wyrzuty sumienia. Ogromne. Miałem ochotę uciec stąd i zapomnieć o całej tej sytuacji. Czy ja chodzę z dziewczyną, w której zakochał się mój kumpel? Przełknąłem ślinę. Nie. To nie może trwać ani chwili dłużej. Nie mogę tak ranić Oscara. Gdy tylko się spotkamy powiem jej, że to koniec. Przecież na dobrą sprawę widzieliśmy się tylko kilkanaście razy.... Poczułem się trochę lepiej.
-Ej stary żyjesz?- Oscar wyrwał mnie z zamyślenia.- Widziałeś ją kiedyś?
-Nie. Przykro mi.- stanowczo skłamałem. Prosto w oczy mojego kumpla.
-Szkoda...-Oscar westchnął.
-Znajdziesz ją jeszcze. Wracajmy już, bo trochę zimno.
-Taa masz rację. Jeszcze mamy trochę czasu do wyjazdu.- odpowiedział Oscar otulając się szalikiem.- Chodźmy.

-
-
-
Felix's pov.

-Nie no znów wygrałaś! Jak ty to robisz?- spytałem śmiejąc się z lekkimi wyrzutami sumienia.
-No wiesz...mam swoje sposoby.- odpowiedziała zaczepnie Eve mrugając do mnie. Roześmiała się.- Przegrany robi obiad!
-No właśnie Felix. A to już trzeci raz z rzędu!- zawtórował jej Ogge.
-No dobra, dobra.- zrezygnowany wstałem znad planszy Eurobiznesu.- Nie mogę czegoś zamówić? Pójdzie na mój koszt.
-Hahaha niestety. Nie taka była umowa.- roześmiała się Eve. Podniosłem pionka z podłogi i wycelowałem w nią.
-Jesteś pewna?
-Tak. Żaden szantaż na mnie nie wpłynie.- odpowiedziała pewna siebie. Westchnąłem i rzuciłem pionka prosto w jej czoło.
-Ał! Haha Felix! Co ty robisz?- zapytała z udawaną złością. Roześmiałem się.
-No ok. Zamówimy coś.- zgodził się Ogge.- Na co macie ochotę?
-Pizza?- spytała z nadzieją w głosie Eve.
-Znowu?- zajęczałem. Szybko jednak zamilkłem widząc jej surowe spojrzenie.- Dobra niech będzie.
-Ok.- zgodził się Ogge i zniknął w kuchni.
-Co to miało być?- spytała roześmiana Eve. Podszedłem do niej i lekko przyciągnąłem ją do siebie.
-Zemsta.- powiedziałem jej do ucha.
-Za co?
-Jesteś za dobra w tę grę.
Zaśmiała się.
-Serio mówię. Jakim cudem zawsze kupujesz całą Austrię???
-Haha no widzisz..- przysunęła się do mnie bliżej.- bo ty kupujesz Grecję.-powiedziała po czym pstryknęła mnie lekko w czoło. Roześmiałem się.
Byliśmy razem od dwóch lat. Eve chodziła ze mną do klasy. Tak się poznaliśmy. Od tamtej chwili byliśmy nierozłączni. Wyjeżdżała razem z nami na wszystkie trasy koncertowe. Tak samo było i tym razem. Niestety z powodu egzaminów szkolnych musiała przyjechać trochę później. Zrobiła to więc dwa tygodnie po nas. Teraz mieszkała razem z nami w hali.
-O czym tak rozmyślasz?- powiedziała przysuwając swoją twarz do mojej.
-O tobie oczywiście.- uśmiechnąłem się.
-Ta jasne. Już ja wiem jakie głupoty ci chodzą po głowie.- roześmiała się.
Miała krótkie, czarne włosy. Jej oczy były błękitne. Usta delikatnie różowe. Była o wiele niższa ode mnie. Przez to wyglądaliśmy razem słodko.
-Pizza zamówiona.- powiedział Ogge wchodząc do pokoju.
-To czekamy.- odpowiedziałem wciąż wpatrując się w oczy Eve.

-
-
-
Elen' s pov.

Zajęcia szybko się skończyły. Kilka minut później siedziałam już w swoim mieszkanku odrabiając zadania. Nauczyciele popędzali nas z materiałem- w kóńcu w tym roku matura. Trudziłam się nad zadaniem z matmy, a później nauczyłam się na chemię. Potem tylko biologia i tyle. Zmęczona usiadłam na kanapie. Cieszyłam się, że wszystko mam już z głowy. Zastanawiałam się czy nie umówić się z Omarem. Za chwilę zadzwonił telefon, jakby czytając w moich myślach. Podbiegłam do kuchni i odebrałam.
-Halo?
-Elen? Mamy sytuację kryzysową.- usłyszałam zdenerwowany głos Rosie w słuchawce.
-Co się stało?- zapytałam zaniepokojona. Miałam złe przeczucia. Nasiliły się one gdy usłyszałam cichy płacz Hanny.

*
*
*

Tak wiem jestem wkurzająca XD tym razem proszę, a wręcz błagam o 10 komentarzy. Będzie to równoznaczne z wstawieniem nowego rozdziału.

poniedziałek, 2 marca 2015

Rozdział siedemnasty

Omar's pov.

Obudziły mnie promienie słońca. Powoli przekręciłem się na bok i leniwie otworzyłem oczy. Zobaczyłem, że chłopcy wciąż spali. Tylko łóżko Oscara było puste. Szukałem go wzrokiem po pokoju, ale nigdzie nie mogłem go znaleźć. Zrezygnowany wstałem. Najciszej jak mogłem wyszedłem z pokoju. Już po chwili usłyszałem zawzięte klawiszowanie. Dochodziło ono z okolicy kuchni. Zakradłem się tam na paluszkach. Tak jak przewidywałem Oscar siedział na krześle uparcie wbijając wzrok w ekran laptopa. Przewróciłem oczami. Zakradłem się do niego od tyłu.
-Cześć stary!- znienacka walnąłem go ,,po przyjacielsku" w plecy. Oscar podskoczył na krześle i zakrztusił się. Roześmiałem się.- Pobudka! Znów siedzisz przed ekranem? W końcu ci się wzrok  popsuje. Będziesz musiał nosić okulary, a wtedy to cię żadna panna nie zechce!
-Hahaha. Daj spokój, prawie dostałem zawału!- Oscar także się roześmiał. Ucieszyło mnie to. Od jakiegoś czasu był strasznie ponury i smutny. Chciałem się dowiedzieć dlaczego. Kontynuowałem więc swoją tajną misję.
-Co tam oglądasz?- zapytałem dosiadając się do niego i zaglądając mu przez ramię.
-Hmmmm... ciężka sprawa.- Oscar zaczerwienił się natychmiastowo.- Szukam dziewczyny....
-Serio chłopie? Tyle jest super lasek w realu, a ty je wyrywasz online? Wstawaj i ruszamy na miasto!
-N-nie.. znaczy to nie tak. Poznałem kogoś w realu......ale.......
-Ale??- miałem jakieś złe przeczucia.
-No, bo widzisz...- Oscar był jeszcze bardziej czerwony.- My się widzieliśmy tak jakby....... tylko raz. Później nie mogłem jej nigdzie znaleźć......
-Czekaj, bo nie za bardzo rozumiem. Zakochałeś się w dziewczynie, którą widziałeś raz na oczy?- nie mogłem w to uwierzyć.
-Nie....znaczy tak. Tak. A teraz nie wiem jak ją znaleźć.- Oscar momentalnie posmutniał i spuścił głowę. Poczułem, że wzywają mnie moje przyjacielskie obowiązki.
-Nie martw się stary. Znajdziesz ją.
-Wątpię.
-Ej nie bądź taki pesymistyczny.- klepnąłem go po plecach.
-Mówię serio. Szukam jej już dwa tygodnie i nic. Przepadła.
-Hej to przecież Nowy York. Wiadomo, że będzie ją trudno znaleźć. Ale w końcu się uda, zobaczysz.
-Tak uważasz?- Oscar znów się uśmiechnął. Od razu poweselał i znów się zaczerwienił.
-No jasne! Skąd wiesz, że nie spotkacie się choćby dzisiaj? Przecież idziesz zdjąć gips.
-O ja! Całkiem o tym zapomniałem!!- natychmiast zerwał się z krzesła i odsunął stolik.
-Hahaha co ty wyprawiasz?- spytałem.
-Muszę się przygotować! Przecież nie mogę tak wyglądać!- z rozbawieniem przyglądałem się Oscarowi, który ogarnięty jakąś nagłą paniką latał po całej kuchni.
Jakieś dziesięć minut później szliśmy już razem w stronę szpitala. Znaczy ja szedłem, a Oscar siedział na wózku, który pchałem. Miał wypieki na policzkach i nieustannie się wiercił. Do szpitala weszliśmy tylko na chwilę. Opuściliśmy go po 10 minutach. Oczywiście za namową Oscara, który przeczesywał wzrokiem ulicę. Uśmiechnąłem się do niego. Nagle zatrzymał się.
-Tu się spotkaliśmy.- powiedział. Staliśmy pośrodku zatłoczonego chodnika. Szczerze mówiąc nie różnił się on niczym od reszty ulicy.
-Jak się spotkaliście?- zapytałem.
-Wpadłem w nią. Śpieszyłem się na próbę i trochę się zagapiłem....okazało się, że z nią wszystko wporządku. Tylko jej laptop się rozwalił.
-Co?!- przysłuchiwałem się mu z coraz większym zdziwieniem.
-Poszliśmy do naszej siedziby.....chciałm go naprawić, ale nic z tego nie wyszło. Ona się strasznie zdenerwowała i wyszła. Koniec historii.
-Wow...szczerze mówiąc nie wiem co powiedzieć. To mega dziwne.
-No trochę.
Postaliśmy chwilę w tym miejscu,po czym znów zaczęliśmy iść. Oscar dalej przeczesywał ulicę wzrokiem.
-Ej chłopie to weź mi chociaż powiedz jak ona wygląda. Może bym ci trochę pomógł.
-Hmm.. ok. Ma rude włosy, jest wysoka, szczupła i wtedy miała na sobie puchową kurtkę.....  O i tak w ogóle nazywa się Elen.

*
*
*

Dziękuję za poświęcony czas. Tym razem będę wiecznie czekać na 5 komentarzy XD mam nadzieję, że się uda!