Omar's pov.
Nie zdążyłm nawet zareagować. Elen zniknęła równie szybko, jak się pojawiła. Zrezygnowany skryłem twarz w dłoniach. Nie miałem ochoty jej doganiać. Nie chciałem się tłumaczyć. Z pewnością moje słowa ją uraziły, ale ja również czułem się dotknięty jej oskarżeniami. Najbardziej bolało mnie to, że miała całkowitą rację. To wszystko tylko upodobniło mnie do tych idiotów. Czułem się podle. Nie miałem wątpliwości. Byłem winny.
Wstałem i z ociąganiem wyszedłem z knajpy. Chłodny wiatr owiał moją twarz. Wolnym krokiem ruszyłem w stronę hali. Nie miałem dla siebie żadnego wytłumaczenia. Oprócz tego oczywistego: chciałem żeby zapłacili za to, co zrobili Elen i jej przyjaciółkom. Tylko bezduszni lub bezmózgowi faceci biją kobiety. Oni należeli niewątpliwie do obydwu z tych grup.
Okazało się, że szedłem o wiele szybciej niż mi się wydawało, bo już po chwili stałem w wejściu do budynku. Otworzyłem drzwi i podreptałem do środka. Uderzył mnie zapach spalenizny i muzyka, tak głośna, że już po kilku sekundach myślałem, że kompletnie ogłuchłem. Z pierwszej chwili pomyślałem, że się pali. Ogarnięty paniką zacząłem biegać po pokojach i szukać chłopaków. Ku mojemu zdziwieniu wszyscy siedzieli w kuchni. Chociaż słowo ,,siedzieli" w tym przypadku kompletnie nie pasowało do stanu rzeczy. Z wrażenia aż cofnąłem się do holu.
Na stole, który ktoś przytaszczył z naszego malutkiego saloniku stali: Felix, Ogge i Eve. Wszyscy tańczyli i głośno śpiewali (a raczej ,,darli się z całej siły tak przeraźliwie, że do jutra pewnie stracą głos") nasze piosenki. Fałszowali przy tym niemiłosiernie, śmiejąc się po każdym słowie. Po zobaczeniu tej sceny uśmiech sam zagościł na mojej twarzy i po chwili zacząłem się śmiać. Jakimś cudem Eve mnie dostrzegła (w trakcie piruetu, który był dość ryzykowny, ze względu na wielkość stołu) i pomachała mi. Podniosłem rękę i kiwnąłem do niej głową. Nagle znowu poczułem tem zapach. Wślizgnąłem się do środka kuchni i zobaczyłem Oscara stojącego nad patelnią. Był właśnie w trakcie spalania kolejnego naleśnika. On także mnie zobaczył i krzyknął mi do ucha:
-PRZEGRANY ROBI OBIAD!
Zrobiłem minę pełną współczucia i poklepałem go po ramieniu. Pokiwał głową, po czym wrócił do przypalania naleśników. Dopiero teraz zauważyłem, że był ubrany w różowy fartuch, który z pewnością należał do Eve. Zaśmiałem się i odwróciłem, by dołączyć do wielkiej dyskoteki.
-
-
-
Elen's pov.
Kiedy wybiegłam na ulicę, poczułam łzy na policzku. Byłam roztrzęsiona. Nie mogłam uwierzyć, że on to zrobił. Po pierwsze to nie było do niego podobne. Nigdy nie widziałam żeby uciekał się do przemocy. Po drugie....ta cała sytuacja wydawała mi się bezsensowna. Omar tak po prostu osaczył i pobił trzech kolesi? Oczywiście rozumiałam, że to tylko niewarci niczego idioci. Jednak mimo wszystko...Poza tym prosiłam go żeby tego nie robił. A on szanował moje zdanie. Im więcej o tym myślałam, tym gorzej się czułam.
Na dworze było bardzo zimno. Na początku nie zauważyłam tej nagłej zmiany temperatury, ale teraz zaczęła mi ona doskwierać. Zwolniłam kroku. Moje nogi i dłonie nadal lekko się trzęsły. Stres opanowywał moje ciało. Czułam się jak w kokonie. Tylko, że wcale nie miałam się zmienić w motyla. Miałam zostać strawiona przez ogromnego pająka. Zatrzymałam się na środku ulicy. Czułam, że zawadzam przechodniom. Co chwilę ktoś trącał mnie łokciem w ramiona. Powoli zeszłam z chodnika i stanęłam pod ścianą jakiegoś budynku. Nerwowo odgarnęłam włosy z czoła. Chciałam się uspokoić. Tylko nie za bardzo mi to wychodziło.
-Elen. Musimy pogadać.
Ruben wyrósł przede mną tak niespodziewanie, że gdy usłyszałam jego głos podskoczyłam ze strachu.
-Wszystko wporządku?- spytał, patrząc na mnie z niepokojem.
-Śledzisz mnie? Całkiem ci odbiło?- a oto właśnie ja rujnująca każdą przeciętną konwersację.
-Muszę ci coś powiedzieć.
Popatrzył na mnie wyczekująco jakby oczekiwał mojego pozwolenia.
-Słucham.
-To co ci powiedział Omar to nieprawda.- już po tym zdaniu czułam się jakby ktoś mnie kopnął w brzuch. Jedyne co zdołałam w tej chwili wydusić z siebie, brzmiało:
-Podsłuchiwałeś nas?
Ruben westchnął ciężko widocznie niezadowolony, że musi to tłumaczyć komuś tak głupiemu jak ja.
-Można to tak ująć. Darliście się na całą knajpę.
Teraz nie odpowiedziałam nic. No cóż, miał rację.
-Więc jak brzmi prawda?
Westchnął ponownie.
-Omar nie pobił tych chłopaków. Ja to zrobiłem.
Teraz poczułam jak moje wnętrzności robią serię fikołków. Z wrażenia nie mogłam wykrztusić ani słowa.
-Tak wiem jak to brzmi. Planowaliśmy to razem. Właściwie to był jego pomysł. On chciał ich ukarać. Kiedy już znaleźliśmy tych drani, stwierdził jednak, że nie da rady tego zrobić. Powiedział, że to tak jakbyśmy wymierzali na nich sąd. Wyśmiałem go i powiedziałem, że jest tchórzem. Próbował mi to odradzić, ale ja...nie mogłem. Nie chciałem żeby coś takiego uszło im płazem. Dlatego kiedy każdy z nich był sam, po kolei...
Urwał nagle. Postanowiłam go wyręczyć.
-Pobiłeś ich.
Skinął głową.
-Dopiero potem zdałem sobie sprawę z tego jakie to było idiotyczne. Omar miał rację.
-W takim razie dlaczego powiedział mi, że on to zrobił?
-On dalej czuje się winny. On to wszystko zaplanował.
Tym razem ja westchnęłam. Myślałam, że znając prawdę poczuję się lepiej. Było jeszcze gorzej. Miałm okropny mętlik w głowie.
-Dlaczego.....dlaczego to zrobiłeś?- zadałam pytanie, które cisnęło mi się nieubłagalnie na usta. Od razu tego pożałowałam. Ruben spojrzał mi w oczy.
-Ty wiesz.
Powiedział to i odszedł. Tak po prostu. Zostawił mnie samą w centrum zimnego Nowego Yorku z dwoma słowami, które w mojej głowie brzmiały jak wyznanie.
*
*
*
Dziękuję za poświęcony czas oraz miłe komentarze! Postaram się o sprawniejsze dodawanie rozdziałów :D